sobota, 14 lutego 2015

10 powodów, dla których zakochałam się w bieganiu.


Dzisiaj walentynki. W sklepach mnóstwo serduszek, panowie śmigają po centrach handlowych z kwiatami, misiami i wielkimi poduchami. W kształcie serca, oczywiście.
W ten dzień wyznajemy sobie miłość częściej, niż w inne.
I ja postanowiłam wyznac miłość. Bieganiu : )

Ponoć kocha się pomimo czegoś, a nie za coś. Mimo to, przedstawiam Wam 10 powodów, za które kocham bieganie.

1. Kondycja. To niesamowite, jak bieganie na nią wpływa. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że przebiegnę sobie 30 km treningowo(!), to bym go wyśmiała. A teraz śmieję się z siebie, że to robię.; )

2. Poznawanie nowych osób. Bieganie ma to do siebie, że po pewnym czasie chce się sprawdzić swoją kondycję, więc startuje się w zawodach. A tam… można zawrzeć nowe znajomości, powymieniać się doświadczeniem. Przekrój osób jest niesamowity. Biegają młodzi, biegają nieco starsi. I co najlepsze, wszyscy są przyjaźnie nastawieni (no chyba, że liczyli na życiówkę, ale nic z tego nie wyszło)
Coraz więcej osób spotyka swoje drugie połówki, własnie dzięki bieganiu. Jeśli z jakąś osobą przebiegniesz mararton i ona nadal Ci się podoba, to coś znaczy! ; )

3. Wraz z zawodami wiążą się też nowe miejsca. Chyba nigdy nie miałambym okazji odwiedzić tylu miast, gdyby nie zawody. Starty w różnych częściach świata pozwalają na łączenie pożytecznego z przyjemnym. Biegowa turystyka to coś, co ostatnimi czasy stało się bardzo popularne. Chyba, że akurat jesteś po maratonie i dokładnie tak wygląda Twój dzień after:



4. Bieganie jest tanie. Oczywiście przekrój cenowy butów, ciuchów i zegarków jest duży. Ale w zasadzie potrzebne nam są jedynie dobre buty i jakieś ciuchy. Wspaniale byłoby mieć te techniczne, ale to nie jest niezbędne. Tak samo jak najnowszy model Garmina. Teraz są świetne aplikacje na telefon, który i tak już posiadasz. Wystarczy tylko wyjść i zacząć biec. Niewiele Cię to kosztuje.

5. Biegasz, kiedy chcesz i gdzie chcesz. Jak wyżej, wystarczy tylko wyjść i zacząć biec. Nie od razu będziesz jak Usain Bolt, ale nawet on był kiedyś zupełnie zielony w kwestii biegania.

6. Bieganie świetnie wpływa na nastrój. Jeśli masz ciężki dzień, wyjście na trening będzie świetnym rozwiązaniem. Po pierwsze we krwi zaczną Ci krążyć endorfiny, a po drugie nie będziesz już mieć siły na robienie złej miny. Jesteś wkurzony? ZPrzebiegnij sobie półmaraton. Na pewno przejdzie.


7. Rozwiązywanie problemów. To świetny czas na przemyślenia, chyba, że robisz akurat 10x1000m- wtedy jedyne o czym myślisz, to "po co ja to kurde robię?!"
Ale gdy mamy w planach lekkie bieganie, wtedy warto skierować swój mózg na problemy, jakie mamy (tudzież zadania do rozwiązania). Niesamoite, jakie rozwiązania potrafią przyjść człowiekowi do głowy. Nic, tylko wcielać w życie!

8. Zorientowanie się na cel, jego wyznaczanie i realizacja. Z perspektywy czasu widzę, że dzięki treningowi umiem postawić sobie konkretny cel. Pomyślisz sobie, ze to jakaś paranoja. Ale tak jest. Wyznaczasz sobie biegowe cele, ale ta umiejętność przenosi się na cele życiowe. Wszystkiego trzeba się uczyć. Tego również. A praktyka czyni mistrza.

9. No kilogramy! Oczywiście! Świetny sposób na ich zrzucanie. Tutaj nie trzeba się chyba rozpisywać.; )

10. Bieganie uczy lepszego odżywiania. Jeśli myślisz o swojej formie poważnie, wcześniej czy później zaczniesz zgłębiać temat odżywiania. Kombinujesz, co najlepiej na Ciebie działa, jakie jedzenie pozwala się szybciej zregenerować, jakie sprawia, że dostajesz kopa, jakie przed treningiem, po treningu. Stajesz się bardziej świadomy potrzeb swojego organizmu. A nie ma nic lepszego, jak uczenie się siebie.; )

Oczywiście, jest ich więcej. Dla mnie to taka złota 10.; )
A jakie są Wasze powody, dla których biegacie?; )

czwartek, 12 lutego 2015

Bananowa jaglanka


Kasza jaglana - bardzo popularna, bardzo smaczna i bardzo zdrowa. W dodatku idealnie nadaje się na śniadanie. Alternatywa dla owsianki!

Dzisiaj wersja bananowa. ;)




Składniki:
Kasza jaglana, namoczona na noc.
Banan
Cynamon
Siemię lniane, świeżo mielone (w młynku do kawy:) )
Mleko roślinne
Proporcje według uznania

Kaszę rano przepłukujemy, aby pozbyć się goryczy. Po całonocnym moczeniu czas jej gotowania się skraca.
10 minut to max.
Kroimy banana, wlewamy mleko i posypujemy cynamonem i mielonym siemieniem lnianym.
Cała filozofia. I jakoś nie potrafię się tym znudzić.
Można dodać nasiona chia (baaaardzo polecam) i inne ziarna(słonecznik, pestki dyni), wszelakie orzechy, suszone owoce.

Smacznego!

środa, 11 lutego 2015

NIE JESZ MIĘSA!? To skąd bierzesz białko?!


Kiedy mówię, że nie jem mięsa, ludzie zawsze mnie pytają, skąd biorę białko. Nie wiem, skąd się bierze ten mit, że niejedzenie mięsa wiąże się z jego niedoborami. Może dlatego, że białko roślinne jest częściowo niepełnowartościowe, czyli posiada WSZYSTKIE aminokwasy egzogenne(takie, które organizm nie potrafi sam syntetyzować), ale jeden lub kilka z nich występuje w niewystarczającej ilości, w porównaniu do białka wzorcowego (białko jaja kurzego lub mleko kobiece).
W dodatku słyszę, że aby prawidłowo wykorzystać białko, muszę produkty roślinne ze sobą łączyć, aby uzupełnić niedobór tych aminokwasów egzogennych, których jest za mało. Powszechnym połączeniem jest fasola i ryż.
Oczywiście, można tak robić, jednakże wcale nie trzeba. Ilość białka i aminokwasów egzogennych powinna być dostarczona w prawidłowej ilości w CIĄGU DNIA, niekoniecznie zaś w ciągu posiłku.



Poniżej przedstawiam zawartość białka i aminokwasów rozgałęzionych, które mają istotne znaczenie przy regeneracji i budowie mięśni. Najlepszy stosunek Leucyna:izoleucyna:walina wynosi 2:1:1


Dla wegetarian można dodać jajko:


Jeden z lepszych stosunków ma soja, pestki dyni, migdały i ciecierzyca.
Oczywiście są to produkty przykładowe. Produkty pełnoziarniste też mają trochę białka.
Wcale nie jest trudno osiągnąć minimum, które dla przeciętnych osób wynosi 0,8-1g/kg masy ciała. Dla sportowców ta wartość jest różna w zależności od tego, ile trenują. Mniej więcej jest to 1,3-2,4g białka/kg masy ciała. Średnie zapotrzebowanie to 10-20%.
Podczas układania diet, zazwyczaj przekracza się jego ilość.




Dajmy na to, że ważymy 70kg. Jak więc zaspokoić nasze zapotrzebowanie na białko?
100g kaszy jaglanej – 10,5g białka
10g nasion konopi – 2,5g
10g nasion chia – 1,6
100g soczewicy – 27
200g tofu – 22 g
5g płatków drożdżowych – 2,25
10g migdałów – 2,6
5g spiruliny – 2,9g


I mamy 71,35 gram białka. A gdzie reszta? Warzywa i owoce co prawda nie są dobrym jego źródłem, mają jego śladowe ilości (średnio 2-6g/100g produktu), ale są obecne w naszej diecie.


Osoba, która nie je mięsa i/lub produktów odzwierzęcych jakoś sobie poradzi.
Wielu sportowców, którzy prowadzą aktywny tryb życia, startują w wyczerpujących zawodach, a co najlepsze – wygrywają je – też sobie jakoś radzi (tak, to aluzja do Scotta Jurka). : )

A jeśli to nam nie wystarczy, są odżywki białkowe pochodzenia roślinnego, które opiszę w najbliższym czasie! : )
Pozdrowienia.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Książki, które przeczytałam i które mam do przeczytania.
Cz.I - sportowa



Chciałam Wam przedstawić lektury, które przeczytałam lub które czekają na swoją kolej. : )
Część z nich na pewno zrecenzuję, a tymczasem tylko krótkie ich opisy. Może któraś przypadnie Wam do gustu.




1. "Stopy w Chmurach" - Richard Askwitch - Przyznaję, nie przebrnęłam. Za dużo według mnie historii o biegach na terenie UK. Może w dalszej części się rozkręciła, jednak chyba nie prędko nadrobię zaległe strony.

2. "Płynę, jadę, biegnę" Alistair i Jonathan Brownlee - Mistrzowie triathlonu. Wkrótce będę miała coś więcej do powiedzenia na jej temat.

3. "Justyna Kowalczyk - Królowa Śniegu" Bogdan Chruściński - Książka o naszej polskiej biegaczce. Wykształcona, oddana swojej pasji. Uśmiechnięta. Twarda jak skała. W tej biografii dowiadujemy się, jak to było, że mamy mistrzynię. "Od dziecka była uparta i szalenie pracowita i te cechy pozostały jej do dziś" Trudno się z tym nie zgodzić. Dla mnie jest jedną z najlepszych sportowców.

4. "Bieganie metodą Danielsa" Jack Daniels - Książka typowo treningowa. Leży i czeka na swoją chwilę. :)

5. "Bieganie bez wysiłku" Denny i Katherine Dreyer - Chyba pierwsza książka o treningu biegowym. Bardzo nietypowa. Uczy świadomego biegania, uczenia się siebie. Godna polecenia dla osób, które zaczynają swoją przygodę z bieganiem.

6. "Siła ambicji" Mo Farah - Ten to poszalał w Londynie. Jedna z najciekawszych postaci obecnego sportu. Dowiadujemy się tutaj o życiu Mo, o jego przeprowadzce do UK, o rozstaniu z bratem. Jak to się dzieje, że Farah wybija się i zostaje jednym z najlepszych biegaczy świata? Ano wystarczy brać przykład ze współlokatorów i zostać podopiecznym jednego z najlepszych trenerów na świecie, legendę, która stawia biegi amerykańskie na coraz wyższym poziomie - Alberto Salazar.

7. "Dogonić Kenijczyków" Adharanand Finn - Autor wyrusza wraz z rodziną do wioski Iten- stolicy najwspanialszych biegaczy, aby dowiedzieć się, co takiego jest w tych Kenijczykach, że potrafią biegać tak szybko. Wszystko robi, jak Kenijczycy - je, śpi, trenuje (repeat:)). Książka w wielu opiniach jest nudna, jednakże jeśli i Wy chcecie poznać sekret najszybszych ludzi na świecie, przeczytajcie ją.

8. "TRIATHLON. Biblia treningu" Joe Friel - Ta książka czeka na lepsze czasy. Ukończenie triathlonu jest jednym z moich wielkich marzeń, które chcę ukończyć przed 40! Życzcie mi szczęścia! : )

9. "Trening mentalny biegacza" Jeff Galoway - Propagator biegania dla przyjemności, napisał wiele książek (np. "Bieganie metodą Gallowaya"), dzięki którym wielu przebiegło swój pierwszy maraton. W tej książce porusza ważną kwestię treningu, czyli... głowę, która jest jednym z najważniejszych jego elementów. O ile nie najważniejszym. Dla osób, które zaczynają swoją przygodę z bieganiem (treningiem). Mi osobiście nie wystarczyła. Przeczytałam tyle książek psychologicznych, że z tej nie dowiedziałam się niczego nowego.

10. "Trzy mądre małpy" Łukasz Grass - według wydawnictwa jest to polska odpowiedź na "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu". I chyba rzeczywiście coś w tym jest. Dziennikarz, amatorko uprawiający triathlon. Kolejny przykład na to, że ludzie nie lubią stabilizacji i muszą stawiać sobie coraz to nowe wyzwania. Jedni zakładają własne firmy, inni wyprowadzają się za miasto, aby zwolnić. Grass zaczyna startować w triathlonie.
Książka na jedną noc - tak szybko się ją czyta. : )


11. "Wyścig Tajemnic" Tyler Hamilton, Daniel Coyle - Zapewne wszyscy znają historię Lance'a Armstronga. Po tym, jak przyznał się do dopingu, zawody kolarskie już mnie tak nie cieszą. Nawet zwycięstwa Rafała Majki czy Roberta Kwiatkowskiego są w mojej głowie podszyte aferą dopingową.
Ta książka obala mit Armstronga. Pokazuje, jakim był człowiekiem, jak działała machina dopingowa. Każdy, kto chce się dowiedzieć, jak to wszystko funkcjonuje od środka, powinien ją przeczytać.

12. "Jedz i Biegaj" Scott Jurek - Jedna z najlepszych, które przeczytałam. Pierwsza książka, która wpadła mi w ręce, gdzie autor zwraca uwagę na dietę wykluczającą zupełnie produkty odzwierzęce ze swojego menu. Jego biegowe osiągnięcia są niesamowite, tym bardziej, że jest weganinem.Jurek w swojej książce na zakończenie rozdziału umieszcza przepisy i cenne wskazówki odnośnie treningu. Lektura, którą każdy szanujący się biegacz powinien przeczytać. : )

13. "Ultramaratończyk" Dean Karnazes - inspirująca, zabawna, pouczająca. Kolejny przykład na to, że pracownik korporacji ma dość i zmienia swoje życie o 180 stopni. Podobnie jak Scott Jurek, Karnazes wygrywa ultramaratoński bieg Badwater w Dolinie Śmierci. Podczas gdy Jurek w trakcie biegu wciąga wegańską tortillę, Dean śmiało zjada pizzę XXL i poprawia ją deserem. Mimo to jego odżywianie jest niezwykle dopracowane. Na końcu książki są jego rady dotyczące odżywiania i treningu. Gość, który oblicza, o której godzinie WYBIEC z domu na zawody,by zdążyć na start. I oczywiście wziąć w nich udział.

14. "Urodzeni Biegacze" - Christopher McDoughal - Dzięki tej książce wiele osób chwyciło za buty minimalistyczne, odwieszając na kołek potężne kapcie biegowe. Oczywiście, ja też (nadal biegam w startówkach, a nie w butach, które mają potężną podeszwę).
Jeśli chcesz dowiedzieć się o ludziach, którzy potrafili pokonywać niesamowite odległości biegnąc tylko w prowizorycznych sandałkach, ta książka jest dla Ciebie.
Jeśli chcesz dowiedzieć się, co Scott Jurek ma wspólnego z tym plemieniem, przeczytaj.

15. "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" Haruki Murakami - jedna z pierwszych biegowych książek, jakie przeczytałam. Słynny pisarz zabiera się za bieganie, następnie startuje w triathlonie. Z całej tej książki, którą czytałam już bardzo dawno temu, utkwiło mi do tej pory, iż ciężką pracą można zdobyć bardzo dużo, że talent nie wystarcza i non stop trzeba nad nim pracować. Bardzo dużo trafnych myśli i spostrzeżeń. Nie tylko dla biegaczy.

16. "Ukryta siła" Rich Roll - Czy ktoś w średnim wieku, którego nałogiem jest picie alkoholu, niezdrowe żarcie i siedzenie na tyłku przed telewizorem może całkowicie zmienić swoje życie? Otóż może. Roll udowadnia, że ograniczenia są tylko w naszej głowie. 8 stopni. To przez nie zmienia On całe swoje życie, począwszy od przejścia na dietę wegetariańską, rozpoczęcie treningów, a wkrótce wdrożenie diety wegańskiej, chociaż sam nie lubi tego określenia woląc nazywać ją dietą "moc roślin". Roll uwielbia skrajności, więc porywa się wraz z przyjacielem na projekt "EPIC5" - 5 Ironmanów w 5 dni (czyli 3,8km wpływania, 180km jazdy rowerem i 42,195km i tak dzień po dniu). Czy mu się to uda, przeczytacie w tej książce. : )

17. "14 minut" Alberto Salazar, John Brant - Oto i on. Niepokorny, nie uznający kompromisów Alberto Salazar. Trener Mo Faraha i Galena Ruppa. Dzięki niemu powstał "Nike Oregon Project", który ma za zadanie podnieść poziom amerykańskich biegaczy, aby byli w stanie nawiązać rywalizację z biegaczami Kenii i Etopii. Co jest w nim takiego wyjątkowego? Na 14 minut umiera. Ale Salazar nie byłby sobą, gdyby po 10 dniach od "śmierci" nie wznowić swojej pracy trenerskiej. Stawia na nogi jak dobra kawa!

18. "Szkoła Życia" - Maja Włoszczowska - Sympatyczna kolarka, która przed olimpiadą w Londynie miała wypadek pozbawiający ją szans na złoto. I chociaż wszyscy wieszali na niej psy za nieodpowiedzialny trening, udowadnia, że ma talent i ciężko nad nim pracuje. Książka ujęła mnie zarówno treścią, jak i oprawą graficzną. Świetne zdjęcia, świetne rady na zakończenie każdego rozdziału. Sprawiła, że sama miałam ochotę wyciągnąć mojego Focusa i przejechać ze 180km.

19. "Bez Ograniczeń" Chrissie Wellington - Ta książka to chyba mój numer jeden. Wytłumaczcie mi, jak można po zaledwie kilku miesiącach profesjonalnego treningu wygrać zawody Ironman w Kona na Hawajach (2007r)? W dodatku nie mając w zasadzie zielonego pojęcia o triathlonie. Chrissie to robi. I oczywiście powtarza swój sukces (2008, 2009, 2011). Z jej wyjątkową zdolnością do ściągania na siebie nieszczęść (jej przezwisko to Muppet) udowadnia, że nawet w późnym wieku można dużo osiągnąć. Niestraszne są jej kontuzje, łzy, pot, krew! Po wypadku na drodze, z gipsem na ręce, kręci kilometry na trenażerze w domu. Prawdziwa mistrzyni.


Czego tutaj brakuje? Jeśli macie jakieś nowości, propozycje, koniecznie dajcie znać. Lista będzie stale aktualizowana. : )
Pozdrowienia!

sobota, 7 lutego 2015

Żyj według reguł, które sam wyznaczasz.



Banalne, prawda?


Masz w głowie jakiś plan, marzenie. Chcesz je wcielić w życie, ale… no właśnie. Pojawia się glos, który mówi, że się nie nadajesz, że ktoś inny zrobi to lepiej albo że w ogóle tak się nie robi.

Często snujemy wielkie plany, ambicje. Jednakże wraz z czasem zostają one zagłuszone przez nas samych albo ludzi, którymi się otaczamy. Czym to jest powodowane? Czy może strachem, wygodą, myślą, co powiedzą inni? Nieraz czekamy na jakiś dzień, który ma odmienić nasze życie. Słynne „od poniedziałku” jest tutaj na miejscu.

A co jeśli ten poniedziałek nie nadejdzie? Po co marnować czas? Nie lepiej działać tu i teraz, z tym, co masz? Jeśli Ty czegoś nie zrobisz, za chwilę będziesz patrzył, jak ktoś realizuje swoje wielkie marzenie, podobne do Twojego, a może nawet takie same.
Niepodejmowanie decyzji już jest jej podjęciem, a raczej oddaniem kontroli komuś innemu. Być może ktoś zatrudni Cię po to, abyś to Ty realizował jego marzenie.




Racjonalizacja też tu odgrywa swoją rolę. Kiedy ważny dla nas cel jest (według nas) nie do osiągnięcia, obrzydzamy go sobie. Jak ten lis, który skacząc do pięknych, dojrzałych winogron, nie umiał ich dosięgnąć. Co zrobił? Stwierdził, że są one kwaśne i w ogóle szkoda zachodu - efekt kwaśnych winogron.
Natomiast coś pośredniego, zwykłego czy wręcz nieprzyjemnego, zachwalamy i czujemy się z tym bardzo dobrze - efekt słodkich cytryn.
Chciałabym wam pokazać jedno z przemówień Steve’a Jobsa, twórcy Apple. Kiedy w ramach nauki do egzaminu oglądałam go, miałam tak wielkie poczucie bezsensownego marnowania czasu na pierdoły, że musiałam coś zrobić. I tak właśnie powstał ten blog.





Chciałam się tym z Wami podzielić akurat w weekend. Jest nieco więcej czasu, aby się zastanowić, co jest dla nas ważne i czy aby nie mamy już dość tych naszych słodkich cytryn.

czwartek, 5 lutego 2015

Liczenie kalorii? Daj sobie spokój...


Białka, tłuszcze, węglowodany. Wiele ludzi widzi właśnie je, zamiast normalnego jedzenia na talerzu.
Czy to ma sens? Dla jednych na pewno tak. Chcą mieć fitnessową figurę, więc liczą. Inni z kolei chcą zdrowo chudnąć/przytyć, więc liczą.
Na przekór temu wszystkiemu, uważam, że liczenie kalorii nie ma sensu. Dlaczego?



Po pierwsze:
Jak dokładnie wyliczyć nasze zapotrzebowanie energetyczne?
W Internecie jest milion wzorów, kalkulatorów. Który zastosować? Można wybrać jeden i się tego trzymać. Z ciekawości zobaczyłam, ile kcal powinnam jeść wg kalkulatorów www.potreningu.pl (2527), Vitalia.pl (2840) i wg tego, czego uczą mnie na zajęciach dietetyki (2721).
Przebitka prawie 300 kcal. To sporo, skoro teoretycznie 1kg tłuszczu to około 7000kcal. Po 23 dniach miałabym o 1kg tłuszczu więcej.

Po drugie:
Aktywność fizyczna. Jakże ważna, a jakże zmienna. Ile powinien wynosić nasz współczynnik PAL? 1.6? 2,4? Nie da się tego przewidzieć, gdyż jednego dnia biegamy(ćwiczymy) więcej, drugiego siedzimy przy książkach. Załóżmy, że w dni treningowe będę jadła te uśrednione 2600kcal, a w nie treningowe 1500 kcal. Spora różnica. W dodatku nie wiem, czy nie będę się przejadać albo jeść za mało.

Po trzecie:
Stosunek makroelementów. Jaki wybrać? Czy to ma być dieta niskowęglowodanowa, wysokowęglowodanowa? A może rotacyjna? A może jeszcze jakaś inna… Załóżmy, że zdecydujemy się na niskowęglowodanową, która teoretycznie (będę o tym pisać), jest jedną z najskuteczniejszych do walki z kilogramami. Więc układamy sobie menu. Załóżmy BTW wynosi 30:40:30. Skrupulatnie liczymy, dodajemy w kalkulatorze kalorii. Wędrujemy z pojemnikami na uczelnię, do pracy. Jednego, drugiego dnia wszystko idzie super. Ale wyskakujemy gdzieś na miasto, gdzie już nie ma podanej ilości kalorii na porcję (chyba, że jest to McDonald). Cały stosunek nam się burzy. Szybko tracimy motywację. I rzucamy dietę.

Po czwarte:
Niedojadanie! Jedna z najgorszych przyczyn efektu jojo. Wyliczyliśmy swoje zapotrzebowanie i bach! Obcinamy 1000 kcal. Jeśli wtedy nasza podaż energii jest większa niż nasza podstawowa przemiana materii (ilość energii, jaką człowiek potrzebuje na oddychanie, pracę związaną z wszystkimi układami, generalnie – leżysz i tyle spalasz), to pół biedy. Ale dodaj do tego jeszcze spory wysiłek, a już zejdź poniżej PPM… masz idealny przepis na obniżenie swojej przemiany materii, którą później nie tak prosto odbudować.

Po piąte:
Brak elastyczności, cieszenia się z posiłków i oczywiście skupianie się na LICZBACH! Osoba, która ma zaburzenia odżywiania, a która skupia się na liczeniu kalorii sama sobie kopie grób. Będzie je obcinać do upadłego. Wyjścia ze znajomymi staną się niemożliwe, bo ciągle komentarze o niejedzeniu staną się normą. Nieplanowany posiłek lub zjedzenie czegoś z „listy produktów zabronionych” równa się ogromne wyrzuty sumienia i katowanie się ćwiczeniami. Organizm nie da sobie rady z takimi obciążeniami i tak koło wyrzutów sumienia objadania i dietowania się zamyka. Oczywiście to skrajny przypadek, ale kto z Was nie chciałby cieszyć się jedzeniem jak normalny człowiek?

Po szóste:
Wszystko trzeba ważyć. W tej kwestii jestem leniwa. Naprawdę. Nie chce mi się tego wszystkiego ważyć, wyliczać, wprowadzać do kalkulatora. Stajemy się uzależnieni od wagi i każda sytuacja, gdy nie wiemy dokładnie, ile nasz posiłek ma kalorii, budzi w nas stres i uczucie dyskomfortu. A co z wyjazdami? Nie jedziemy, bo się boimy. Czego? Że zjemy za dużo. Chęć posiadania kontroli jest tak duża, że tracimy z oczu przyjemność przebywania w fantastycznych miejscach z fantastycznymi ludźmi. Gra niewarta świeczki.
W moim przypadku liczenie kalorii sprawiało, że najzwyczajniej w świecie niedojadałam. Jak można najeść się 1400-1600kcal, gdy trenuje się do maratonu!? I jeszcze się dziwić, że waga nie leci. Nauczka na całe życie.


Po siódme:
Kaloria kalorii nierówna. Dajmy na to jemy 2000kcal. Mieścimy się w bilansie, ale po kilku dniach nie możemy już wytrzymać, bo chodzimy głodni. Śmieciowe jedzenie można jeść, bo przecież bilans pozwala mi uwzględnić tego jednego batona. Albo zostało mi jeszcze 400kcal do wykorzystania, skoczmy na piwo. Możemy karmić organizm, a jednocześnie sprawiać, że będzie on niedożywiony.

Na tym punkcie może zakończę tę całą wyliczankę. Jestem ciekawa waszego punktu widzenia w sprawie liczenia kalorii. Dla mnie… szkoda życia. : )

Pozdrowienia!